Gdy z nieba kapie deszcz, Zamykam wtedy drzwi, Po prostu nie ma mnie. Są takie dni w tygodniu, Gdy Bóg wie, na co czekam, A każdy szelest spędza z oczu sen. Za drzwiami nocny program. Miękko się sączy w ciemność. I niby wiem, i nie wiem, czego chcę.
Amelia, jakniew , bardzo Wam dziekuje za odzew, cos mi sie wydaje, ze nieco po prostu histeryzuje z niewyspania. miejsce pracy jest naprawde dobre porownujac do innych, zwyczajnie psyche mi padla, dzis pojechalam sobie na spacer rowerkiem dwugodzinny i ochlonelam, to po prostu moje zmeczenie i nerwy powoduja, ze chce postanowilam nie wracac wczesniej, nie skracac jednak kontraktu, bo w sumie to mi tu (poza tym snem) jak u Pana Boga za piecem, musze sie dostosowac i wyluzowac, narazie jestem 2 tygodnie i nie spie 2 tygodnie, dla mnie to jest nienormalne, nigdy nie pracowalam w takich warunkach, ale to sie da opanowac, zatyczki do uszu, oczywiscie mam, wzielam ze soba, po prostu nie zakladalam, by czegos nie zaniedbac, ale zaczne zakladac. Z Babcia mam kontakt na ile to mozliwe dobry, dzis porozmawialysmy o sztuce, przejrzalam jej biblioteczke, byla nauczycielka, jej maz byl rzezbiarzem, mam w domu mase peseudo-sztuki. To interesujace miejsce, po prostu nie potrafie pracowac z osoba chora na demencje, postaram sie zrozumiec sedno tej choroby, to obu nam bedzie lzej, bo ona dzis zdziwiona ze moze ze mna porozmawiac na tematy bliskie jej sercu, ze nie jestem prymityw, no nie nie jestem, jestem tylko niewyspana itdTak czy siak dziekuje za odpowiedzi :*Amelia, jestem w Munster, duze miasto, zadnego klopotu z kupieniem zatyczek (zreszta mam w kosmetyczce), dziekuje za propozycje pomocy , do konca kontraktu pozostalo mi niewiele, do 5 stycznia tylko, ale teraz to sie zastanawiam, czy ja dobrze robie, bo miejsce jest naprawde ok, moge przedluzyc, moge skrocic, nadal nie wiem co zrobie. Co do osob chorych na demencje, wlasnie sie na wlasnej skorze ucze coz ta choroba oznacza, nie jest to mile, nie mam odpornosci na nia, nie znam, powinnam sie po prostu doksztalcic i poczytac. Malo, mam wrazenie , ze podopieczna ma zle dobrane leki, lub w zbyt malej ilosci, jeszcze sie nie spotkalam z tak niewielka iloscia lekow, a zawsze bylam u mlodszych niz ona. Dolozylam jej wczoraj przed spaniem "lek nasenny", ktory zanim podalam poczytalam jakim lekiem jest, to dla chorych na demencje osob agresywnych z nadpobudliwoscia, przeciwpsychotyczny lek, ktory zarazem ma dzialanie przeciwlekowe jak i likwiduje wytworcze mysli + poprawia jakosc snu. Byl, lezal, nikt jej nie dawal. Dlatego dzis w nocy nie spalam, bo obserwowalam jak na nia podziala. Corki sa nieodpowiedzialne - "lek na sen, moze pani podac jesli mama pania budzi w nocy", tak naprawde to calkiem ciezki psychotrop, dalam pol tabletki i modlilam sie by jej nie zaszkodzilo, nie zaszkodzilo, za to ladnie wyciszylo, jest pogodna, nie boi sie, ma apetyt i chec do rozmowy. Takie tam moje spostrzezenia, nie jestem lekarzem, ale ona moim zdaniem ma wiele objawow psychosomatycznych, emocjonalnych klopotow ktorych juz nie potrafi wyrazic i chyba nalezaloby zmienic linie nosz qrde, ledwo zdazylam kliknac "wyslij edycje", moja podopieczna slysze ledwo zipie - "astma", choc lekarz twierdzi ze to nie astma, jeczy rzezi itp, ale moim zdaniem rowniez to nie astma, ona jak sie podnieci, zdenerwuje, podekscytuje zaczyna tak halasowac oddychajac, jak zmienia pozycje ciala, wstaje siada itd., no i lece patrzec co jest, idzie dokads? wiecie co robila? poszla umyc filizanke po kawie i talerzyk po ciescie, jak jestem tu te marne dwa tygodnie tak tego nie robila i chyba nie chce sie jednak przekonywac co ona wymysli w przyszlosci, narazie nie jest agresywna, sadze jednak, ze moze sie taka to juz nie wiem co powiedziec, poprzednia moja Babcia byla wlasnie osoba nadmiernie towarzyska i zyczyla sobie bym z nia spedzala 12h na dobe rozmawiajac, ale za to byla zupelnie na umysle sprawna, ba, planowala zakupy, gotowala sama, ja mialam za zadanie sprzatac i z nia rozmawiac, dotrzymywac towarzystwa, te zakupy co wymyslila zrobic, dobra organizatorka i despotka przy okazji, sen 10h na dobe nieprzerwany i zadnych niespodzianek, wszystko trzymala silna reka. Rozwijalam sie tam, lazilysmy po kawiarniach i sasiadkach i masa ludzi do domu przychodzila odwiedzac, jezyk blyskawiczne mi sie poprawil w 2 miesiace, tu znow stagnacja pod tym wzgledem (teoretycznie sama moge sie uczyc, ale nie mam ani sily ani ochoty). A ty mialas te moje ostatnie pacjentki dwie w 1? wspolczuje.
Polska gwiazda ujawnia wstrząsające historie. "Dwa najgorsze lata życia". "Nie mów ludziom, że chodzisz do psychologa. Nie chcę, żeby mówili, że jestem z wariatką" — usłyszała od swojego chłopaka, z którym była pięć lat. Bardzo ją wtedy rozczarował. Karolina Kowalkiewicz, dziś znana zawodniczka MMA, jako nastolatka
Są takie dni kiedy łzy same cisną się do oczu, Są takie chwile kiedy czuję jakby ktoś obok mnie kroczył. Zanim dojdę do celu potknę się, ale wiem, że każdy upadek wzmocni mnie. Składam dzięki za wszystko, za to, że możemy być blisko. Posłuchaj mądrości korzeni, słów. To świat Twój na lepsze się zmieni, znów. Niech radio emituje fale, które lubię, Czuję się bezpieczny i wiem, że się nie zgubię Fale, które lubię z nimi czuję się bezpieczny, wiem że się nie zgubię . I te momenty gdy uczucia są przejrzyste, A te spojrzenia między nami oczywiste. I znowu łzy, już nie panuję nad tym, Pozwól mi, jeszcze chodź jeden z sobą spędzić dzień, Uczynić rzeczywistym piękny sen, by dotrzeć na czas i odkryć to w nas. Zanim dojdę do celu potknę się, ale wiem, że każdy upadek wzmocni mnie. Składam dzięki za wszystko, Za to, że możemy być blisko. Posłuchaj mądrości korzeni, słów To świat Twój na lepsze się zmieni, znów Niech radio emituje fale, które lubię Czuję się bezpieczny i wiem, że się nie zgubię. Fale, które lubię z nimi czuję się bezpieczny, wiem że się nie zgubię.
Takie słowa pod adresem Igi Świątek. Ekspert mówi wprost! Iga Świątek zaczyna dokładać do swojej gry nowe elementy. Coraz częściej kończy akcje dry volleyem, są zagrania podcięte wolejem, drop shoty, wyprawy do siatki. I to wszystko stosuje w meczach nie tylko ze słabszymi tenisistkami, ale dziewczynami z czołówki.
@Dariel: @nappy nie. Nie kazda osoba ma pick energiczny z rana. Ppwiedzialbym że wiekszosc osob ma w innych porach. Ja np. najlepiejbdzialam tak okolo 16 do 20 i wtedy najwiecej rzeczy moge ogarnac. I nie, nie pomaga wczesne wstawanie, dlugi sen itd. Zawsze rano jestem senny i malo efektywny. Problem z 'wybudzeniem' i wysoką efektywnością krótko po (dobrym) śnie wynika raczej z czegoś innego (może pijesz kawę z samego rana od dawna?). Generalnie peak kortyzolu z rana jest dość 'uniwersalny' wśród ludzi którzy nie zaburzają rytmu dobowego (circadian rhythm). Istnieje nawet coś takiego jak 'weekendowy' jetlag kiedy to 'wysypiamy się porządnie' (chodzimy spać później, wstajemy później) i tym samym rozregulowujemy ten rytm. Wydaje nam się, że chodzimy spać regularnie (pon-pt) a przez takie weekendy zamiast odchyłów po ~30min-1h mamy odchyły po kilka dobrych godzin tygodniowo. Nie twierdzę, że wszyscy jesteśmy identyczni - ale wszystkimi nami rządzi Circadian Rhythm - który to wynika bezpośrednio z dostępności światła słonecznego w środowisku w jakim żyjemy (noc/dzień).
166 views, 30 likes, 32 loves, 5 comments, 1 shares, Facebook Watch Videos from Espo z Krainy Wilka: Czasami są takie dni, kiedy chcemy tylko we dwoje usiąść wśród zieloności, odetchnąć głęboko ,
Obchodzone dziś i jutro Dzień Babci i Dzień Dziadka to dobry pretekst do refleksji o roli dziadków w życiu starszego pokolenia, a także w życiu ich dzieci i wnuków. I spojrzenia z łagodnością i wyrozumiałością na siebie nawzajem. Bycie babcią i dziadkiem to mnóstwo wspaniałych emocji, ale bywa też – jak to w życiu, jak to w relacjach – trudno. Szczególnie współcześnie, gdy tradycyjny wzorzec nieco przestaje przystawać do rzeczywistości, a mnożą się wyzwania i pytania. Wierzymy jednak, że refleksja i rozmowa mogą wiele ułatwić i ulżyć. Dlatego dzisiejszy materiał przedstawiamy z nadzieją, że dotrze do różnych pokoleń, uderzy w czułe struny i jednocześnie złagodzi konfliktowy często dialog. O nowych emocjach, naturalnych konfliktach, ukrytym żalu i granicach w triadzie dziadkowie-rodzice-wnuki rozmawiamy z psycholożką Justyną Dąbrowską z Laboratorium Psychoedukacji. Rozmowie towarzyszą zdjęcia z zasobów Narodowego Archiwum Cyfrowego autorstwa Grażyny Rutkowskiej. Zabierające w nostalgiczną podróż fotografie z lat 70. pokazują szarą codzienność, ale też paletę ciepłych rodzinnych uczuć. Kiedy myślę o relacjach dziadków i rodziców, jednym z pierwszych przychodzących do głowy tematów jest różnica zdań, konflikt. Wydaje się, że wiele nieporozumień wynika z pędzących jak nigdy wcześniej zmian. Zmian zaleceń, wiedzy medycznej, nowych teorii psychologicznych. Trudno się w tym odnaleźć rodzicom, jest to wyzwanie dla ekspertów, nie wspominając o starszym pokoleniu, które jest zupełnie „obok”. Czy mogłaby się Pani do tego odnieść? Rzeczywiście jesteśmy świadkami dużej zmiany kulturowej. Ta zmiana polega na tym, że bardzo wzrosła nasza wiedza o rozwoju małych dzieci i jest zupełnie inna niż lata temu. Co prawda teoria przywiązania powstała dawno, ale w Polsce dopiero od niedawna przebija się do tak zwanego mainstreamu. Wzrasta świadomość, coraz częściej uwzględnia się to, że małe dzieci mają szczególne potrzeby. Ta zmiana kulturowa mnie cieszy, bo wraz z nią wzrasta gotowość większego upodmiotowienia dziecka, widzenia w nim odrębnej osoby, z czym w naszym społeczeństwie mamy stale kłopot. W wielu środowiskach dzieci są traktowane przedmiotowo, jest przyzwolenie na przemoc wobec dzieci, stosuje się strategie „wychowawcze” podobne do tresury zwierząt. Kary, nagrody, łakocie jako zachęta, kary fizyczne jako hamulec – nadal często traktuje się dziecko jak kogoś, nad kim trzeba zapanować lub kogo trzeba odpowiednio zmanipulować, a nie kogoś, z kim budujemy relację. Ale idzie nowe… Ta zmiana, w której jesteśmy, oznacza, że zorientowaliśmy się, że dzieci są ludźmi, a ludzie mają swoje intencje, potrzeby, upodobania. I różnią się między sobą. Dla mojego pokolenia pierwsze zetknięcie się z takim myśleniem może być zaskoczeniem. Bo wprawdzie lubimy cytować Korczaka, ale mam wrażenie, że wciąż go nie uwewnętrzniliśmy. Mówię „my” o moim pokoleniu – ludzi urodzonych w latach 60. zeszłego stulecia, o współczesnych babciach i dziadkach. Kiedy rodzi im się wnuk, to może być pierwszy raz, gdy dowiadują się, jak ważny jest kontakt skóra do skóry, karmienie piersią, noszenie, przytulanie, słuchanie potrzeb małego człowieka. Jak ważny jest szacunek. Z tym wiąże się drugi wątek, bardziej nieświadomy – te nowe sposoby postępowania z dziećmi często są postrzegane przez starsze pokolenie jako wymierzone przeciwko nim. Kiedy matka młodej matki obserwuje, jak ta opiekuje się swoim niemowlakiem, to nader często odczytuje w tym komunikat: „zobacz, tak się prawidłowo nosi dziecko, ty robiłaś źle”. Dlaczego tak to odbierają? Z czego to wynika? Jest wiele powodów. Czasem to rzeczywiście może być forma wyrzutu: „a właśnie będę ją nosić, ty mnie w ogóle nie nosiłaś, pokażę ci, kto tu potrafi matkować”. Ale znacznie częściej ten odczyt jest raczej po stronie świeżej babci (dziadkowie wydają się być mniej uraźliwi). W moim pokoleniu jest dużo nieprzepracowanych mikrotraum związanych z okołoporodowymi i okołomacierzyńskimi tematami. Myślę, że kiedy kobieta z mojego pokolenia patrzy na młodą matkę, która karmi piersią i widać wyraźnie, że to karmienie obu stronom, matce i dziecku, sprawia przyjemność i jakoś się układa – a ja akurat jestem osobą, której to się nie udało, bo nie miałam wsparcia, wiedzy, bo kazano mi karmić 6 razy na dobę mlekiem w proszku – to gdzieś na poziomie nieświadomym może się obudzić rodzaj bolesnej zazdrości: „hmm, a ja tego nie miałam”. I teraz mogą się wydarzyć różne na to reakcje. Jedna kobieta pomyśli: „no, szkoda, że mi się nie udało, że nie było wtedy takich fajnych doradczyń laktacyjnych, takiej wiedzy, ale to niesprawiedliwe, że ja tego nie doświadczyłam, smutne to…”. I wtedy można powiedzieć córce: „wzrusza mnie, jak was razem widzę, cieszę się, że tobie się udało, trochę mi smutno, że my tego nie miałyśmy”. Nie jest to chyba jednak najczęstsza reakcja. Jeżeli to jest całkiem nieświadome, to tylko poczujemy ukłucie w środku. Zinterpretujemy jako niepokój i zanim pomyślimy: o co mi chodzi? czemu tak czuję?, to rzucamy: „a co on tak płacze, nie jest głodny? chyba tego mleka to masz za mało”. To są komunikaty, które kobiety w kółko słyszą od swoich matek i teściowych. To nie jest intencjonalne, to raczej odruch, żeby przerwać tę scenę. Bo te ukłucia w środku są trudne do zniesienia. Chciałabym w takiej sytuacji powiedzieć mojej rówieśniczce: „zobacz, tobie się nie udało, ale twoja córka potrafi, to też jest jakaś twoja zasługa”. Zauważam, że jest niestety taka tendencja, żeby przerywać sceny czułości, troski, tkliwości. Psuć je. Cała historia z wyganianiem karmiących kobiet ze sfery publicznej… Jakby trudno było patrzeć na coś dobrego, jakby to w patrzących poruszało jakieś bolesne struny. Jeżeli ja nie nosiłam, nie karmiłam, odkładałam, żeby dziecko się wypłakało, bo ktoś mi tak poradził, to może być mi smutno, mogę czuć się winna. I wtedy może się pojawić to: „ja nie nosiłam, to ty też nie noś. Bo jak ty nosisz, to to znaczy, że ja robiłam źle”. Mam wrażenie, że często też przy okazji zderzamy się bezpośrednio ze stanowiskiem typu: „przecież wy jedliście cukier od małego, na piersi byliście 3 miesiące, odkładałam do wypłakania i co, zdrowi jesteście!”. Zdaje się, że aktualna wiedza medyczna w tym zakresie, która jest bardzo wspierająca dla bliskości czy naturalnego karmienia, nie jest w ogóle argumentem dla krytykujących. Bo zahacza o coś bolesnego. Poza tym zajmowanie się dziećmi to akurat taka sfera, która podlega dość bezwzględnej ocenie społecznej. Jeżeli jako rodzice spotykamy się z czymś, co czytamy jako krytykę, to uruchamia się poczucie winy. Niejednej babci trudno jest powiedzieć sobie samej: „OK, robiłam najlepiej jak umiałam z tą wiedzą, która była dostępna, starałam się”. Niestety, obronnie łatwiej pójść w kierunku: „oczywiście, że słodkie jest dobre, o czym tu dyskutować, co to za nowomodne fanaberie”. Podobna dyskusja jest wokół klapsów. Dziś wiemy, co znaczy dla dziecka, gdy jest bite, kiedy boi się rodziców. Wiemy, jakie są długoterminowe konsekwencje wysokiego poziomu kortyzolu, hormonu stresu, dla rozwoju emocjonalnego dziecka. Co możemy zrobić z tą wiedzą? Albo przeprosić nasze dziś dorosłe dziecko i przyznać, że się nie umiało inaczej, ale teraz rozumiemy, że to było złe. Albo można pójść w stronę zaprzeczenia i racjonalizowania: „no i dobrze, że dostał raz czy drugi, nie ma co się pieścić”. To jest właśnie uprzedmiotowienie dziecka, niebranie pod uwagę tego, że jest odrębnym człowiekiem, któremu z definicji należy się nasz szacunek, który chce się czuć przy nas bezpieczny, a nie podporządkowany. Zastanawiam się, co my jako rodzice mamy w takich sytuacjach robić. Nie mówię o biciu dzieci, to nie podlega dla mnie dyskusji, ale o tematach, w których te granice powiedzmy są płynne. Np. słodycze, jedzenie ogółem, ekrany. Podsuwać źródła, starać się coś zmienić, zarządzać jakoś tym czasem dziadkowie-wnuki czy raczej unikać sytuacji, w których moglibyśmy się „zderzyć” i zweryfikować, czy mamy różne spojrzenia? Niestety, nie jest to takie proste, nie ma tu jednej właściwej strategii. To wszystko odbywa się w relacjach, w konkretnej rodzinie, w kontekście jej doświadczeń i więzi. Upraszczając, można powiedzieć, że jeżeli w rodzinie jest bliskość i klimat sprzyjający rozmowom, jeśli jest więcej dobrego niż trudnego, to oni sobie jakoś poradzą z tymi różnicami. Wtedy córka może powiedzieć matce: „Zaufaj mi. Widzę, że to, że my go nie karmimy, tylko on sam je łapkami, cię drażni, ale ja chcę po prostu, żeby sobie sam wybierał, co chce jeść i to nie jest przeciwko tobie”. Może wtedy ten dziadek czy babka nie poczują się krytykowani. Ale może być też inaczej, bo wszystko odbywa się w jakimś kontekście, w innej rodzinie, gdzie komunikacja jest od dawna zablokowana, wszyscy zamiast rozmawiać, lawirują i starają się omijać tematy sporne. Może będzie się unikać karmienia przy babci lub szukać sposobu „redukcji szkód”, np. u nas w domu panuje BLW, a babcia niech karmi łyżeczką – najwyżej mały potem doje w domu. Niektórzy rodzice wybierają konfrontacje typu: „nie zgadzam się, żebyście dawali mu cukierki”, w innej rodzinie będą o to prosić, a w jeszcze innej uznają, że jakoś przetrzymają te cukierki, skoro poza tym wnuk z dziadkiem wspaniale się dogadują. Myślę, że w przypadku „zasad”, o których respektowanie prosimy dziadków, warto mówić wprost o tym, dlaczego nam zależy, co stoi za tą zasadą. Np. „Nie puszczamy Meli bajek na telefonie, bo zauważyliśmy, że ona bardzo w to wsiąka, a potem jest rozdrażniona, zmęczona. Za mały ekran, za szybko się wszystko tam rusza. Męczy ją to. Ale bajka z rzutnika puszczana na ścianę jest OK”. Komunikat „Nie, bo nie” jest trudno przyjąć poważnie, brzmi jak zaproszenie do gry w „kto ma rację”. Można pokazywać swoją perspektywę i patrzeć, co się dzieje, jak to działa. To wszystko dzieje się w kontekście relacji, warto myśleć, co jest dla nas ważniejsze: „racja czy relacja”. Różnie z tym bywa. Wspomniała Pani wcześniej o traumach w pokoleniu dziadków. Myślę, że pokolenie rodziców też ma w sobie mnóstwo nieprzepracowanych wątków, co zauważamy często, dopiero sami zostając rodzicami, po wielu latach, i widzimy w tych traumach udział swoich rodziców. Dlatego też może być nam ciężko oddać odpowiedzialność dziadkom, bo po prostu martwimy się o swoje dzieci i nie chcemy, żeby przechodziły przez to samo, chcemy je uchronić. Może to dotyczyć kwestii bardziej powierzchownych, ale też tych na głębszym poziomie, jak np. kary. Czy my jako rodzice powinniśmy zarządzać jakoś tymi relacjami czy oddać pole dziadkom? Zacznę od powiedzenia czegoś bardziej ogólnego: my nie mamy kontroli nad innymi ludźmi. Możemy w miarę – jak się nam uda – starać się kontrolować siebie, choć i to nie zawsze się udaje, czasem wychodzimy z siebie. Nie mamy natomiast wpływu na wybory i decyzje innych. Ponieważ nie mamy kontroli nad tym, co robią dziadkowie, usiłujemy wymuszać na nich zachowania, które nam odpowiadają – uciekamy się do manipulacji, przekonywania, biernej agresji i coraz bardziej się wikłamy. To, co może pomóc, to zobaczenie, że nasze dzieci nie są nami, a nasi rodzice trochę się zmienili. Czasem – wcale nie tak rzadko – na lepsze. Jeśli, kiedy zostajemy rodzicami i widzimy naszych rodziców „w akcji” i coś nam się przypomina z naszego dzieciństwa – powiedzmy to wprost: „Jak tak fukasz na Gucia, to mi się przypomina, jak fukałeś na mnie. Bałam się tego, tato, postaraj się być cieplejszy teraz”. Czasem robi się tak nieprzyjemnie, że włos nam się jeży na głowie. Możemy to przerwać, powiedzieć: „Nie zgadzam się, żebyś straszyła Hanię. Ona wierzy we wszystko, co mówisz, bo ma zaufanie do dorosłych”. Myślę, że jednak rzadko coś się aż tak bardzo powtarza, trochę czasu minęło i dzisiejsi dziadkowie w międzyczasie odbyli jakąś swoją drogę i już są nieco innymi ludźmi, niż kiedy byli rodzicami. Zwykle zależy im na relacji z wnukami i są gotowi zainwestować wysiłek w tę miłość. A co do tego, że dziadkowie są inni niż rodzice i mają inne spojrzenie, obyczaje – w tym nie widzę zagrożeń. Dziecko żyje w świecie, który jest różnorodny, ludzie są różni, mają różne wartości, przekonania, obyczaje, temperamenty. Nie mamy możliwości stworzenia dzieciom świata, gdzie wszyscy będą tacy jak my, prawda? Rodzice są dla dziecka najważniejszymi ludźmi i to oni tworzą rusztowanie, na którym się opiera sposób funkcjonowania malca. A dziadkowie, nawet jeśli są bardzo obecni i ważni, mają jednak mniejsze znaczenie. Wkładają coś do świata dziecka, ale o nim nie decydują. Rozumiem ten dylemat, o który Pani pyta: czy mam zostawić dziecko z mamą, a ona będzie mu codziennie kupować lizaki, czy mam wyłożyć oszczędności i zatrudnić opiekunkę. Nie znajdziemy jednoznacznej odpowiedzi. Czasem nie ma wyjścia i opiekunka jest koniecznością, a czasami da się wypracować jakiś model pokojowej współpracy. Jeśli dziadkowie są otwarci. Sama mam dwójkę wnuków i musiałam się dużo nauczyć przy tej okazji i poćwiczyć pokorę i nieurażanie się. Moja córka jasno mówiła: „słuchaj, mamo, to, co teraz mówisz, kompletnie mi nie pomaga”. Nie jest przyjemnie usłyszeć coś takiego, w pierwszej chwili może się pojawić ukłucie przykrości. Ale tak naprawdę to się cieszę, że córka to powiedziała. Zatrzymała mnie w czymś, pokazała swoją granicę, a ja mogłam się nauczyć czegoś nowego. Pokazała mi też, że się mnie nie boi, że może mi powiedzieć coś przykrego, a to nie zniszczy naszej więzi. To dla mnie bardzo ważne. To jest zbliżające, a nie oddalające. Pojawienie się wnuków zmienia też dynamikę układu z własnym dzieckiem – oficjalnie zostaje ono dorosłe, to chyba najbardziej znaczący próg obok wyprowadzki. Jak budować na nowo relacje, na co szczególnie być uważnym? Tak, jest to duża zmiana w układzie i bywa to okazja na tak zwane „nowe otwarcie”. Matka ma dobrą okazję – jeśli do tej pory tego nie zrobiła – docenić swoją córkę, bo widzi jej kompetencje, troskę, czułość, cierpliwość. Może to w niej podziwiać. Młoda matka może znaleźć w sobie więcej zrozumienia dla rodziców, ich postaw, motywacji, lęków. Może też zobaczyć nową twarz swoich starych rodziców, poznać ich od innej strony: ojciec zawsze był zanurzony w pracy, a teraz pokazuje cieplejszą albo bardziej zaangażowaną stronę. Matka była wymagająca, rozliczała z osiągnięć, a teraz wyluzowała, ma więcej poczucia humoru na własny temat. Można zbliżyć się na nowo, mogą stworzyć się nowe połączenia. Ale oprócz blasków są także i cienie – jak człowiek zostaje rodzicem, to staje się bardziej dojrzały, ale jednocześnie trochę symbolicznie „popycha” swoich rodziców w stronę śmierci. Pojawia się nowe pokolenie i starsi, siłą rzeczy, przesuwają się w stronę horyzontu. Uświadamiamy sobie ten życia krąg. Tak, a to może rodzić wiele trudnych emocji. Są osoby, które bronią się przed nazywaniem ich babcią i dziadkiem, za tym być może stoi ten lęk przed przemijaniem. W dzieciach, które stały się rodzicami, też może pojawić się w związku z tym niepokój. Dociera do nich, że ich rodzice kiedyś odejdą, że robi się miejsce nowemu pokoleniu. Co dziadkowie mogą zaoferować wnukowi, czego nie mogą dać rodzice? Więcej swobody. Dziadkowie nie są tak odpowiedzialni za dziecko. My naprawdę zbieramy samą śmietankę (śmiech). Możemy po prostu kochać te dzieci i cieszyć się ich rozwojem, ciekawością świata, zmianami, czułością. Nie wisi nad nami poczucie odpowiedzialności, które rodzicom bardzo ciąży. My już nasze dzieci odchowaliśmy, wiemy, w czym narozrabialiśmy, nie musimy się już tego bać. W relacji z wnukami zwykle jest mniej lęków, mniej niepokoju. To także kwestia perspektywy. Z tym wiąże się dla mnie pewien frazes, że „dziadkowie są od rozpieszczania”. Czy to jest dobre dla wszystkich zainteresowanych stron podejście? To zależy, co rozumiemy przez rozpieszczanie. Dla mnie to co innego niż „rozpuszczanie”. Dorosły rozpuszcza, gdy nie mówi o swoich granicach, wtedy wszystko rzeczywiście staje się płynne, „rozpuszczone”, a w rozpieszczaniu nie widzę nic złego – pieszczota jest wyrazem miłości, czułości, tkliwości, uwagi. Dziadkowie mają tego więcej, bo mają czas. Nawet jeśli są nadal aktywni zawodowo, to już nie jest etap gorączkowego budowania kariery. Jest więcej przestrzeni na rozpieszczanie, które wymaga głównie czasu – to np. sytuacja, gdy wnuczek przychodzi, siada mi na kolanach i godzinę czytamy książkę. Nigdzie się nie śpieszymy, możemy sobie o tej książce rozmawiać. Albo idziemy na spacer, przystajemy, podziwiamy to, co mijamy po drodze, wpadamy do cukierni, pijemy kakao, idziemy dalej. Albo jeździmy pociągiem ze stacji Powiśle do stacji Stadion i z powrotem. Tak rozumiem rozpieszczanie. Jako niespieszne bycie razem, wychodzenie naprzeciw potrzebie więzi. Rodzice nie mają takiej możliwości, bo opiekowanie się małym dzieckiem na ogół przypada na ten okres w życiu, kiedy budujemy pozycję zawodową, tworzymy dach nad głową. Dużo spraw, stres, pośpiech. Chciałabym jeszcze wrócić do tematu granic. Jak nie dać się wmanewrować wbrew woli w rolę niańki, zwykle darmowej i full-time? Coraz powszechniejszy jest model „drugiej młodości”, dziadkowie mają swoje życie, pasje, relacje, w których nie ma miejsca na rolę opiekunki na zawołanie. Tu jest wiele różnych warstw do omówienia. Przede wszystkim myślę o tym, że w naszym kraju lekceważy się potrzeby rodziców małych dzieci. Matki mają wprawdzie roczny urlop, co bardzo doceniam, ale potem jest wielka dziura. Jest jakaś symboliczna liczba miejsc w żłobkach, dla wielu niedostępnych. Opiekun dzienny, który mógłby być tu idealnym rozwiązaniem, właściwie nie istnieje. Jednocześnie rodzice muszą przecież płacić rachunki, kredyty. Babcie i dziadkowie są w tej sytuacji trochę bez wyjścia – jeśli nie mieszkają daleko, co dziś jednak jest bardzo częste, starają się pomagać. Tak zwana sytuacja ogólna stawia babcie i dziadków w konflikcie, którego nie chcą. Jak dziadkowie mogą stawiać granice? Granic nie trzeba „stawiać”. One są już postawione i każdy z nas ma je przy sobie. Jedni bliżej, inni dalej. Kłopot w tym, że najpierw trzeba je sobie uświadomić, a potem umieć zakomunikować: „Wiesz, dla mnie 6 godzin z Józiem jednego dnia to za dużo, zbyt męczące i na koniec mam ochotę już włączyć mu bajkę, pomyślmy, jak to inaczej rozwiązać”. Mówienie o granicach to jest kłopot, pewnie dlatego, że – wracając do początku naszej rozmowy i tego, jak przedmiotowo traktowano niegdyś dzieci – granice dzisiejszych rodziców notorycznie były kiedyś przekraczane: zmuszanie do karmienia, przedwczesne wysadzanie na nocnik, zmuszanie do leżakowania etc. Moje pokolenie, które również często było wychowywane w sposób dość przemocowy, także ma kłopot z czuciem własnych granic, zobaczeniem, czego chcę, co jest dla mnie w porządku. W tym wszystkim nie pomaga ciągle żywa „matkopolkowa” narracja, która mówi, że choćbyś się czołgała ze zmęczenia, to musisz! Matki Polki stały się Babciami Polkami i też czują rodzaj obligacji, że trzeba się poświęcać. Temat granic to duży temat, wart omawiania w rodzinie. Niełatwy z uwagi na zaszłości, ale też na to, że rodzina z małym dzieckiem nie na wiele może liczyć w Polsce. Z drugiej strony, to słaby pomysł, by maluchami zajmowała się zmęczona, rozżalona kobieta, która najpierw zajmowała się własnymi dziećmi, a potem swoimi rodzicami. Mam nadzieję, że w młodszym pokoleniu już tak nie będzie, że kobiety będą miały więcej wsparcia, że sobie je wywalczą. Zawsze dla kogoś. Dokładnie. To poświęcanie się jest niestety wciąż społecznie nagradzane, a jak chcesz coś zrobić dla siebie, np. zapisać się na kurs tańca dla seniorów – to fanaberia! Ciągle kręcimy się wokół tematu babci, wynika to w linii prostej z tego, w jakim świecie żyjemy, ale ten świat właśnie się też zmienia. Może to jest ten moment, ten pretekst, żeby dziadek mógł się przebić i być na orbicie. Obecni dziadkowie byli jako ojcowie mniej zaangażowani w opiekę nad dziećmi i może czasem nie potrafią wejść w relacje z wnukiem. Ale też jest tak, i mamy tego jasny obraz w badaniach, że wielu mężczyzn w wieku 65+ jest w o wiele gorszej kondycji fizycznej niż ich partnerki i to również może być bariera. Mężczyźni 65+ w Polsce częściej cierpią na nadciśnienie, otyłość, piją za dużo alkoholu, mogą się nie wyrywać do opieki nad maluchami. I ten wspomniany brak doświadczenia. Mam osobisty przykład mojego taty, który nie wiedział za bardzo, z której strony podejść do niemowlaka, co ma z nim robić, jak się zająć. Gdy tylko syn podrósł i można było z nim biegać po parku – chętnie podjął się opieki i zaczął z nim spędzać naprawdę dużo czasu. Właśnie, ci dziadkowie nie mają własnego doświadczenia i nie mogą do niego sięgnąć. My również. Wyobraża sobie Pani mężczyznę po sześćdziesiątce z maluchem w chuście? Może nawet by chciał, ale może być w nim też rodzaj skrępowania, że co ludzie powiedzą, że co on, zbabiał? To jest tak odległe od wzorca, w którym był wychowany, że rzeczywiście może się w tym czuć zagubiony. Chcę zaznaczyć, że nie oczekuję od rodziców, żeby to oni organizowali tę relację. Nie, to dziadek jest odpowiedzialny za swoje relacje z wnukami. Jeżeli będzie chciał, będzie zaciekawiony, może podejrzeć, jak rodzice malucha się z nim bawią, jak go pielęgnują i spędzają czas. Jeśli będzie chciał się zaangażować, to warto mu szeroko otworzyć drzwi. Wielu z nas żyje w rodzinach nuklearnych. Zmieniamy miejsca zamieszkania, mamy sporadyczny kontakt z dziadkami, nie jesteśmy za specjalnie blisko. Czasem widzimy potrzebę tej relacji bardziej, gdy jej właściwie nie ma. Dlaczego taka relacja międzypokoleniowa jest istotna? Co czerpią z niej zainteresowane strony? Kontakt między generacjami może wnosić dużo rzeczy przyjemnych, ale i dużo trudnych. Mieszkamy w szczególnym miejscu, niezbyt szczęśliwym, nasi przodkowie napatrzyli się na okropne rzeczy. Dzisiejsi osiemdziesięciolatkowie, pokolenie pradziadków, pamiętają jeszcze wojnę – to nie wydarzyło się tak dawno, i dlatego wciąż siedzi w kościach i płynie w żyłach. Niech Pani zobaczy, że my wciąż – siedemdziesiąt lat po wojnie – boimy się głodu! Jak niemowlę nie chce jeść, to natychmiast rośnie lęk w babce, w matce. Jak się zastanowimy, to tak naprawdę nie wiemy, czemu nam zależy, żeby dziecko zjadło tę „jeszcze jedną łyżeczkę”. Brytyjskie matki właściwie nie używają słowa „niejadek”. To jest gdzieś zaszyte w naszych rodzinach i krąży. Podobnie temat separacji, nagłej rozłąki. Za dużo tego było kiedyś i teraz nie mamy tu luzu. Warto to wyciągnąć na światło dzienne i opowiedzieć na nowo, żeby nie widzieć w tym dziecku, które odwraca się od kaszki, zagłodzonego małego człowieka. Przekaz transgeneracyjny ma też swoje zalety. Gdy mamy kontakt ze swoją rodziną, mamy poczucie ciągłości, osadzenia w życiu. Wiemy skąd przyszliśmy, kto był przed nami. To daje poczucie oparcia. To zaspokaja potrzebę przynależności, opisania siebie i swojej historii. W tym sensie jest to wartościowe i warte poznania, ale ze świadomością, że jak zaczniemy szukać, możemy w szafach odkryć różne niespodzianki. Jak być wystarczająco dobrym dziadkiem i babcią? Odpowiem przekornie. Myślę, że podstawowym zadaniem, jakie mamy jako dziadkowie, jest nadal to samo – kochać nasze dzieci. I nie zdradzić ich z naszymi wnukami. Nasze córki, nasi synowie – mimo że zostali rodzicami – wciąż nas potrzebują. Zwłaszcza, gdy ich dzieci są malutkie. Miłość do wnuków, jak już mówiłam, jest czymś wspaniałym, można mieć samą przyjemność i to jest takie wciągające. A tak naprawdę to, czego nasze wnuki potrzebują najbardziej na świecie, to w miarę odprężeni rodzice. * Justyna Dąbrowska – psycholożka związana z Laboratorium Psychoedukacji, certyfikowana psychoterapeutka Europejskiego Stowarzyszenia Psychoterapii. Pracuje głównie z kobietami w okresie okołoporodowym, prowadzi również terapię relacji rodzic-niemowlę. Pisze, redaguje i publikuje. Jako autorka wydała między innymi „Matkę młodej matki”, „Nie ma się czego bać. Rozmowy z Mistrzami” oraz „Miłość jest warta starania”. Laboratorium Psychoedukacji to pierwszy w Polsce niepubliczny ośrodek psychoterapeutyczny działający od 1978 roku. Zespół LPS świadczy wszechstronne usługi psychoterapeutyczne w nurcie psychodynamicznym. Oprócz psychoterapii i szkoleń od ponad 40 lat organizuje również Grupy Otwarcia® – pięciodniowe wyjazdy prowadzone według autorskiej formuły wypracowanej przez specjalistów z ośrodka. * Dziadek, Babcia – co dla was znaczą te słowa? Jak wyglądają wasze relacje ze starszym pokoleniem? Czy zmieniły się po pojawieniu się dzieci? Podzielcie się z nami swoimi refleksjami w komentarzach.
Są takie dni, kiedy potrzebujemy chwili sami ze sobą. Nieco przemyśleń, wspomnień i refleksji. Dziś jest właśnie taki dzień.
Od początku świata ludziom towarzyszyły marzenia senne. Mnóstwo osób do dziś zadaje sobie pytanie – skąd się one właściwie biorą? Jedni twierdzą, że są wynikiem naszej podświadomości, drudzy mówią, że związane są z naszymi pragnieniami. Jaka jest zatem prawda? Bardzo ciężko jest tutaj udzielić poprawnej odpowiedzi, ale pewne jest to, że sny są wielką zagadką i niewiadomą. Nie jesteśmy bowiem w stanie przewidzieć jakie marzenia przemkną nam przez głowę w czasie nocnego odpoczynku - zdarza się, że piękne sny, miłe, sympatyczne zapamiętujemy na kilka tygodni, kilka miesięcy, a nawet lat, lecz niestety, sny mogą również być okropne i straszne. W trakcie snu mogą pojawić się przeróżne wydarzenia, nietypowe sytuacje, przedmioty, rzeczy, osoby których wcale nie znamy, ale też przede wszystkim ludzie, którzy są z nami na co dzień. Takim człowiekiem jest dziadek - jak prawidłowo interpretować sen, w którym pojawi się postać ukochanego przez nas staruszka? Co mówi o tym sennik? Dziadek – znaczenie snu Dziadkowie to osoby, które wnuczęta kochają całym sercem. Zawsze służą dobrą radą i dają bezgraniczną miłość swoim małym pociechom. Najczęściej kojarzeni są z rozsądkiem, spokojem, opanowaniem, dobrą radą, a także licznymi wspomnieniami z dawnych lat. Ile to osób siadało dziadkom na kolanach i słuchało jak żyło się w Polsce w dawnych czasach? Ile to razy mogliśmy się cieszyć, gdy dziadek zabierał nas na przejażdżkę rowerową, na ryby, objaśniał ilustracje w szkolnych książkach, albo dał wymarzony prezent? Chociażby dlatego warto pamiętać o tych ludziach, bo może i na stare lata mają swoje przyzwyczajenia czy drobne dziwactwa, których nie jesteśmy w stanie zrozumieć, ale o ile smutniej by było, gdybyśmy nie mogli się z nimi spotkać, porozmawiać, usłyszeć dobrej rady płynącej prosto z serca? Dlatego też dziadkowie zajmują tak ważne miejsce w naszym życiu - nic więc dziwnego, że podczas snu pojawi się przed nami czasem postać ukochanego staruszka. Czy to dobrze, czy źle? Co ma do powiedzenia na ten temat sennik? Skoro dziadkowie to tak ważne i pozytywne postacie w naszym życiu, to czy w takim razie sny z ich udziałem mogą być negatywne? Właściwie jest tak tylko w jednym przypadku - znaczna część snów o dziadku nawiązuje bowiem raczej do takich wyjaśnień jak mądrość, tradycja, bezpieczeństwo. A zatem do pozytywów. Oczywiście, wszystko zależy od kontekstu w jakim pojawia się nasz dziadek. Jeżeli po prostu go widzimy, znaczy to że mamy szansę na osiągnięcie znacznego sukcesu, a także będzie to oznaczało wielką pomyślność. Z kolei rozmowa z nim może zwiastować udane przedsięwzięcia. Dlatego po takim śnie warto od razu zabrać się do pracy. Również zdarzają się przypadki, że podczas marzeń sennych pojawi się inny senior, a mianowicie nasz pradziadek. Interpretacja snu jest wówczas bardzo prosta - symbolizuje on mądrość, opiekę i tradycyjne wartości. Kiedy zatem sennik mówi coś negatywnego o snach, w których pojawia się dziadek? Właściwie można zaryzykować stwierdzenie, że praktycznie wszystkie sny, w których pojawia się ta osoba są miłe i sympatyczne, jednak sytuacja ma się nieco inaczej, gdy podczas marzenia sennego widzimy siebie, w czasie rozmowy ze starszym panem, ale obcym. Wówczas można się spodziewać, że nasza droga do celu będzie niełatwa i nieco wyboista. Jednak ogólnie rzecz biorąc, nie jest to aż tak duży problem, który miałby nam spędzić sen z oczu. Tak więc jeśli starszy pan pojawi się w naszych marzeniach sennych, możemy dalej smacznie spać.
Wszyscy o tym wiedzą, że - Dziadek wszystko, wszystko wie! Bo: Wie jak dopłynąć do Ameryki, Jakie są w piłce nożnej wyniki, Kto dziś na nartach najdalej skoczy, Dlaczego chińczyk ma skośne oczy, Czym można w rzece zanęcić ryby, Gdzie w lesie rosną największe grzyby, Jak na dwóch kółkach jechać rowerem, I jak się najeść
| Еփачоти стофէц г | Μимеመոթ ыջիбሠнев |
|---|
| Էкту у | Пи уւሿтвуզовс ցጻврፗтабሚ |
| Ηаጊеփո ктեմосጊдуз пխхрона | Оφሺчοδудеф оֆαአешևዖ ዶэ |
| Авеռաሣо ጂ иሠюհ | Υሏኞሾиሁаξа ջ |
Nie wiem, jak się dowiedzieli, ale podejrzewam, że za dużo i za szybko handlował z tymi swoimi „gówniarzami”. Jak to dobrze, że z nim nie byłam. Rodzice są tacy słodcy, niewinni i naiwni, że nie pozwalają mi w dni powszednie późno wracać do domu. Bronią mnie przed Złym Czarnym Ludem. Nie martwię się za bardzo o Lane’a.
Jeśli poczujesz się głupio to pamiętaj, że są ludzie, którzy myślą, że dziadek z brodą w siedem dni stworzył świat z niczego prowadząc monolog 13 Jun 2023 18:04:46
Babcia i dziadek są dla wnuków ważnymi osobami. To oni słuchają uważnie swoich wnucząt, opowiadają im ciekawe historie na dobranoc i rozpieszczają je jak nikt inny. Dlatego są takie dni w roku, kiedy chcemy im za to wszystko podziękować – 21 i 22 stycznia szczególnie gorąco ściskamy i kochamy swoje babcie i dziadków.
. gs7ipu48kc.pages.dev/942gs7ipu48kc.pages.dev/684gs7ipu48kc.pages.dev/428gs7ipu48kc.pages.dev/899gs7ipu48kc.pages.dev/57gs7ipu48kc.pages.dev/921gs7ipu48kc.pages.dev/391gs7ipu48kc.pages.dev/511gs7ipu48kc.pages.dev/64gs7ipu48kc.pages.dev/497gs7ipu48kc.pages.dev/320gs7ipu48kc.pages.dev/798gs7ipu48kc.pages.dev/169gs7ipu48kc.pages.dev/816gs7ipu48kc.pages.dev/808
są takie dni czasami że dziadek z nami siada